poniedziałek, 1 lutego 2016

Piekło pocztowe 30.01.2016r. relacja z turnieju Warheim

Na moment w którym pisze posta, jeszcze nie ma żadnej relacji z turnieju, więc postanowiłem opisać swoje wrażenia.
Wróciłem z 7 miejscem, w ramach łupów zdobyłem stadko świń, skrzydła i chaotyckie podstawki oraz oczywiście Warheimowy kubek i pędzelek. Opytmista powiedziałby, że jestem w pierwszej połowie z 14 graczy, pesymista dodałby, że ją zamykam ;).
Najważniejsze, że przednio się bawiłem i poznałem w końcu osobiście innych graczy Warheim niż nasza stara ekipa.
Przyznam się szczerze, że w ramach przygotowań skupiłem się bardziej na malowaniu niż wczytywaniu w scenariusze czy odświeżanie sobie zasad, co dało zresztą efekty w trakcie gry...
QC pisał już pare razy, żeby uwagi pisać przed turniejem a propo scenariuszy, ale z drugiej strony dopiero po rozegraniu można powiedzieć coś konkretnego.
Po rozegraniu scenariuszy już na chłodno mogę się zgodzić z tym co pisał Pepe, na Azylium.
Trzy rzeczy bym zmienił: 1)parowanie graczy i dodatkowe efekty za wygranie/przegranie scenariusza 3) efekt wielokortnie zranionego.
1) Sam motyw przewodni kampanii podobał mi się. Fajny klimat, można by się pokusić o jakieś funficowe opowiadanie na jego bazie, niestety trzymanie się klimatu szeroko rozumianego scenariusza, w połączeniu z rywalizacją na turnieju nie sprawdziło się w kwestii parowania graczy - wygrany z przegranym zmniejszały szansę odkucia się, jeśli w pierwszych bitwach powinęła się noga.
2) Motywy kiedy odchodzi losowy stronnik, a jeśli nie ma żywego stronnika to bohater, również nierówno uderzał w drużyny. Okazało się, że wampiry, które nie wzięły ghuli traciły bohatera, za to skaven mógł spokojnie stracić niewolnika, a kultyści specjalnie na tę okazję kupić najtańszego stronnika i obejśc się stosunkowo niskim kosztem. Klimat - fajny, ale na turnieju niepotrzebnie i niesprawiedliwie ingerował w bandy - niby można byłoby wyłapać to jeszcze przed turniejem, ale najlepiej się człowiek uczy na błędach już popełnionych ;).
3) Pomysł, żeby przerzucać wyleczonego....głównie hejt pewnie przez to, że mnie mocno zabolało, ale na prawdę dobrą chwile musiałem przerzucać rożne inne efekty, żeby w końcu tracić ręce, nogi i być wyłączonym na 3 potyczki. Nie wiem czym podyktowana zmiana, efekt to zwiększenie frustry i ilości niepotrzebnych rzutów - duży minus.

Wniosek, opowiadanie w tle rozgrywek fajna sprawa, ale wpływ na kształt potyczek powinien być minimalny, jeśli wogóle - na poziomie bonusów z punktów kampanii.

Zachowanie graczy, pomoc przy wątpliwościach z zasadami ze strony QC - super!

Teraz trochę o samych bitwach, nie porwę się na szczegółowe raporty z każdej. Po pierwsze nie robiłem notatek, więc nie pamiętam dokładnego przebiegu, musi wystarczyć krótkie streszczenie, wszelkie przekłamania to wina mojej ułomnej pamięci ;).

Pierwsza bitwa Benek - Krwawe Smoki -  wygrana.
Bratobójcza walka. Benek zainwestował w Upiory i sprzęt, a ja w Ghule i dodatkowe Zombie,  Ilość kontra jakość pokazała przewagę ilości ;). Benek zaczynał potyczkę, tak, że pierwszy dobiegł do wozu i wydobyl znacznik. Żeby testować rozbicie wystarczyło jednak zdjąć u niego dwa modele. Udało mi się to w miare sprawnie - jedna z nielicznych sytuacji kiedy kości były po mojej stronie.
Już pierwszy, albo drugi rzut na rozbicie i w ynik 10. Benek się rozbił, a ja odbiłem skarb.




Druga bitwa Redek - Szczuroludzie z Klanu Mors - przegrana
W następnej rundzie musiałem zmierzyć się z żądnym zemsty synem Benka;). Patrząc po kartach miałem nadzieję na wygraną, niestety najbardziej dotkliwa porażka spotkała mnie z rąk szczurów...
Zaczeło się dobrze, mimo, że miałem mniej zasięgu ruchu, udało mi się obstawić 3 domki i przeszkodzić Redkowi w penetracji jednego. Tak, że został mu do sprawdzenia ostatni, najbliżej jego krawędzi. Jako, że głównym zadaniem było odkrycie znacznika, co kończyło grę, postanowiłem nie grac zachowawczo i rzuciłem wszystkie siły do walki. Oczywiście dwa znaczniki które udało mi się odkryć okazały się pudłami, a jedyny który odkrywał Redek trafieniem. Za nim jednak to zrobił jego szczury z włączoną nienawiścią za rozbicie bandy Benka, nie bały się umarlaków, nawet niewolnicy walczyli lepiej niż ghule. Koniec końców, jeden dreg dostał rany przez które był włączony do końca turniej (nowa zasada z przerzucaniem wyleczonego przy wielokortnie zranionym przedłużała rzuty - 6 razy by już zdołał się wyleczyć, nie przeklinałem tylko dlatego, że grałem z nieletnim), na dokładkę szczury zjadły trzy z czterech ghuli....
145zk do tyłu i jeden bohater mniej do szukania łupów zdecydowały, o resecie bandy, żeby pozostałe
rozgrywki miały sens.

Trzecia bitwa Pepe - Nieumarły tabor Strigoi - przegrana
Co tu dużo mówić, jak się okazało przyszły zwycięzca turnieju  z wampirem posiadającym lot, pozostali bohaterowie też niczego sobie kontra moje świeżaki. Tutaj trochę za blisko wystawiłem się przeciwnika i w drugiej turze udało mu się mnie zaszarżować. Kolejna bitwa w której kości o mnie zapomniały, a model gwardzisty z tego wszystkiego stracił ręke ;). Pierwszy czy drugi test rozbicia z mojej strony (nekromanta wciągniety przez wampira stracił ręke, ghule poobijane przez magicznie przyzwane zombie...) i koniec. Znowu rozważałem reset już trochę podłamany, ale za radą Pepe zostałem przy tej bandzie, co pomogło mi w następnej potyczce.

Czwarta bitwa Areo - Jaszczuroludzie z Lustrii - wygrana
Drugi raz kiedy los się do mnie uśmiechnął. Podłamany dwiema poprzednimi bitwami nie liczyłem na zbyt wiele. Szaman skinków rzucił klątwe na mojego wampira - WW 1 przerzuca trafienia...
oraz czar wspomagający na swojego szefa, zwiększając mu WW i Siłę. Na szczęście tym razem mojemu nekromancie udało się wezwać dwa zombie, które wykopały się szarżując Szamana. Pierwsza tura walki i...udało się go ściągnąć ze stołu, przyszarżował dowódca Jaszczurek, który skończył w ten sam sposób!!!
Reszta już była formalnością, wampir w końcu miał szansę się odkuć i wyrżnął przeciwnika do nogi. Po bitwie jeden z ghuli wylosował chłopak ma talent. Tak, że wielki plus.

Piąta bitwa Grish - Siostry Sigmara - przegrana
Wypite piwka nie przeczytanie wcześniej scenariusza i zmęczenie dały efekt. Udało mi się wmówić Grishowi, że żeby wygrać trzeba znajdować się w środku budynku, tak, że rozbiegłem się bez sensu po stole szukając tunelu do skarbca. Grish trzymając się w kupie ładnie zdejmował mi model za modelem, w końcu dobrowolnie się rozbiłem, bo okazało się, że reszta już skończyła, a ja i tak już nic nie zawojuje. Ja się z siebie pośmiałem, Grish wygrał wszyscy zadowoleni ;).
Na ten moment jedyne dostępne zdjęcia na facebooku Innego Wymiaru (jak zwykle świetnie się tam grało), pozwoliłem sobie ukraść zdjęcia z  moimi figurkami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz