czwartek, 22 marca 2018

WFRP - sesja 1. Delberz.

Matias jak to niespokojny duch, wędruje po Imperium szukając zajęcia co rusz w innym miejscu.

         Ostatnimi czasy znalazł posadę u Kompanii Fuggarów. Prowadząca interesy w całym Imperium rodzina, chętnie skorzysała z pomocy barczystego robotnika, najmując go do mniej legalnej części swoich interesów. Ostatnie tygodnie Matias współpracował z gangiem Marienburczyków, spędzając czas na patrolowaniu podziemienych korytarzy Delberz z których korzystano w celu przemytu mniej legalnych towarów.

         Wracając zmęczony z kolejnej dniówki w dokach, zobaczył na głównej ulicy miasta niecodzienny widok, kilka krępych niskich postaci z bójnymi brodami w towarzystwie małego chłopca.
Postanowił śledzić grupkę, być może informacje o nich mogą się okazać cenne dla pracodawców, a nawet jeśli nie, to może uda się na tych cudakach zarobić w inny sposób.
Niestety ogromna postura Matiasa, oraz jego brak doświadczenia spowodowały, że szybko wędrowcy zwrócili na niego uwagę. O dziwo jednak podeszli, żeby spytać o miejsce w gospodzie!

Chłopak nie mógł uwierzyć swojemu szczęściu, postanowił spróbować wkupić się w łaski nowo poznanych towarzyszy. Jak się okazało byli to dwa imperialne krasnoludy, zresztą spokrewnieni, jeden stary, drugi jak na ich standardy jeszcze młody. Chłopiec okazał się urodziwym niziołkiem, a ostatni podróżnik to rudy gnom o ciętym języku. Mimo, że początkowo nieludzie niezbyt chętnie widzieli człowieka w swoim towarzystwie, kolejne kufle piwa jakoś przełamały pierwsze lody.

Wprawdzie incydent ze złodziejaszkiem, którego przyłapanego na gorącym uczynki Kvint chciał
wychędożyć kazały zachować ostrożność w kontaktach i nigdy za dużo nie pić, jeśli rudy gnom kręcił się w pobliżu, Matias polubił jego towarzystwo, szczególnie przypadło mu do gustu przegadywanie się z tym przedziwnym stworzeniem.

Rankiem wszyscy udali się do siedziby Fuggarów, gdzie jak się okazało wędrowny handlarz nizołek miał dostarczyć towar. Przedstawiciel kompanii doszedł do wniosku, że drużyna awanturników może przydać się w pewnym szemranym przedsięwzięciu. Kompania oczekiwała na pewna drogocenną przesyłkę, którą mieli dostarczyć dotychczasowi druhowie Matiasa, niesławni Marienburczycy.

Matias zachęcony ilością gotówki, którą można było zarabiać, za zdaję się proste zadanie wskazał nowym kompanom siedzibę gangu. Liczył, że nawet jeśli szef rzezimieszków, postanowił zrobić fuchę na boku, kilka kopniaków i poparcie jednej z największych kompanii handlowych wybije mu to z głowy. 
Na miejscu okazało się, że sprawy przyjęły nieciekawy obrót. Siedziba dotychczasowych druhów Matiasa przypominała kurnik do którego wpadł lis. Jedyny który jeszcze dychał, leżał z przerażeniem w oczach na ziemi i mamrotał coś pod nosem w agonii. Młody robotnik wiedział, że gdyby nie spotkał tej przedziwnej grupy nieludzi, równie dobrze to on mógłby leżeć teraz w rynsztoku z poderżniętym gardłem. Postanowił uratować zbira z którym nie raz zdarzyło mu się wypić lokalnego cienkusza i wybić kilka zębów nieszczęśnikom którzy skręcili w złą alejkę.
Nie spodobało się to krasnoludom, szczególnie stary Sigurd sarkał i narzekał, nie chciał tracić czasu na pomoc rannemu i nalegał żeby ruszyć dalej korytarzami tropem zabójcy. Nie pomogły zapewnienia, że przecież mogą zbadać korytarze w późniejszym czasie. Po ponad dwustu latach spędzonych na przemierzaniu Starego Świata śmierć powszednieje, ale dziewiętnastoletni Matias nie był gotowy zostawić na pewną śmierć człowieka z którym nie dawno pracował.
Kvint i Gorimm ruszyli za seniorem, jedynie Hugo niziołek został z Matiasem, razem zaciągnęli rannego do najbliższego felczera.

Jak się okazało krasnoludy razem z gnomem poradzili sobie znakomicie, odzyskali skradziony kamień, oraz zabili bestię chasou. Fuggarowei zapłacili sowitą nagrodę, Sigurd jak to podstarzały Khazad nie mógł przestać zrzędzić o zdradzieckiej naturze ludzi i niziołków i pewnie każdy ruszył by w swoją stronę, ale ostatecznie do wspólnej podróży khazadów przekonał fakt, że uratowany Marienburczyk w podzience, uruchomił swoje kontakty w dokach i cała kompania mogła ruszyć rzeką nie wydając nawet pół korony.


6 komentarzy: