piątek, 22 marca 2019

Antarktyda 1890 - prolog.

Tak, jak pisałem poprzednio dziś relacja z prologu do przygody Antarktyda.


Przygoda zaczęła się na statku "Narwal" wynajętym przez głównego bohatera. Kapitanem był Maksymilian von Hick wielorbynik i kupiec, jedny słowem doświadczony wilk morski.
Zgodnie z poczynionymi odkryciami, Lajosz Langosz spodziewał się, że na Antarktydzie powinno znajdować się zaginione miasto Atlantów, a przynajmniej jego ruiny. Podróżował wraz załogą wzdłuż wybrzeża Antarktydy starając znaleźć się jakieś ślady zaginionej cywilizacji.
Kiedy powoli zapasy oraz wytrzymałość załogi kończyły się, kapitan wezwał swojego mocodawcę i oznajmił, że jeszcze dzień lub dwa i wraca do portu.

Zdesperowany Lajosz chwycił się niekonwencjonalnego pomysłu, który przyszedł mu do głowy w trakcie obserwacji morskiej fauny. Okazało się, że zatoka na skraju której się znaleźli pomimo siarczystych mrozów obfituje w bogactwo ryb, fok i ptactwa, ponad to ilość kry i lodu jest mniejsza, niż nakazywała by warunki atmosferyczne.

Udało mu się przekonać von Hicka, aby dał mu do dyspozycji jedną z szalup wraz z załogą i pozwolił klucząc między niebezpiecznymi górami lodowymi, płynąć w głąb zatoki. (Michał miał dosyć dobry rzut, oraz trafnie przekonywał kapitana, że to dobre miejsce na uzupełnienie zapasów oraz wzbogacenia ładunku o focze futro.) Tam, w ścianie lodowca odkrył jaskinię z której wiał ciepły wiatr.
Pomimo obaw marynarzy, determinacja Lajosza poprowadziła ich w ciemność pod miliony ton lodu. W trakcie przepływu przez jaskinię dostrzegali dziwne kształty ogromnych lewiatanów - prehistorycznych rekinów i wielorybów uwięzione w lodzie, sprawiały wrażenie jakby lód zamknął się nad nimi w jednej chwili. Tutaj znowu tylko spokojna głowa odkrywcy pozwoliła utrzymać kurs.

W końcu w oddali zobaczyli światło, a powietrze zrobiło się na tyle ciepłe, że mogli zdjąć grube futrzane czapy. Wypłynęli na spokojne wody wewnętrznej zatoczki, kończącej się kamienistą plażą, niedaleko od linii brzegu zaczynała się tropikalna gęstwina.

Po szczęśliwym powrocie na statek i konsultacjach z kapitanem, następnego dnia wyruszyła dobrze przygotowana ekspedycja, mająca na celu eksplorację nieznanego lądu.

Roślinność w tropikalnej dolinie okazała się głównie przerośniętymi grzybami, paprociami i innymi mało znanymi krzewami, jednak wysokością nie przekraczała kilku metrów. Wśród liści i grzybni przemykały różnego rodzaju owady. Popłoch wśród  śmiałków wzbudziły ogromne ćmy, wielkości gołębi,  spłoszone obijały się o twarze i wplątywały we włosy, pozostawiając za sobą pyłek o korzennym zapachu.

Po kilku godzinach forsownego marszu, Lajosz z towarzyszami trafił na kwiecistą łąkę, gdzie
w popłochu przed nimi uciekły istoty o humanoidalnych kszałtach, jeśli byliby to tubylcy, to sprawiali wrażenie płochliwych i niegroźnych dzikusów. Ucieczka nie pozwoliła na dokładne przyjrzenie się, jednak sprawiali wrażenie nagich i bladych, o dziwnie zniekształconej twarzy.

Kiedy Lajosz otrząsnął się z emocji wywołanych pierwszym spotkaniem z tubylcami, zauważył, że na horyzoncie góruje wzgórze, o podejrzanie regularnych kształtach. Serce podróżnika zabiło szybciej, kiedy kształt wzgórza nałożył się na wspomnienia z Ameryki Południowej. "To musi być piramida!"

Niestety spacer przez ukwiecone równiny szybko zamienił się w walkę o przetrwanie. Idylliczną atmosferę zakłócił agonalny wrzask jednego z marynarzy. Oczom Lajosza ukazała sie scena z sennych koszmarów. Na ciele nieszczęśnika siedziała kobieta, chociaż bardziej nasuwała na myśl się nazwa "harpia". Monstrum o kobiecych kształtach, owadzich skrzydłach pożywiała się spijając krew z marynarza, czymś co przypominało kolczasty język.
Niestety pozostali odkrywcy nie mieli zbyt wiele czasu na przyglądanie się czy nawet udzielanie pomocy. Powietrze przeszyło głośne brzęczenie ogromnych skrzydeł i wkrótce do ogromnej komarzycy dołączyły towarzyszki.
Po zaciekłej walce, przerzedzonej grupie śmiałków udało się wycofać w stronę łodzi.





Na tym zakończyliśmy spotkanie. Pierwsza sesja spełniła swoje zadanie, wprowadziła nową osobę w świat RPG, dała szansę poznać mechanikę zarówno przy tworzeniu postaci jak i walce. Sama fabuła za to rozbudziła ciekawość Michała, jednocześnie nie zdradzając zbyt wiele przed główną przygodą, z której relacja wkrótce!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz