niedziela, 8 czerwca 2014

Z nurtem Tetydy cz.1

Jak pisałem w poprzednim poście dotyczącym kampanii Hyperion, nasza drużyna przygotowała się do podróży międzyplanetarnymi portalami, które razem tworzą Tetydę, atrakcję turystyczną z czasów kiedy podróże międzygwiezdne były równie łatwe jak dziś wypad do baru za rogiem.
W przebraniu wojskowych przewieźliśmy łódź pontonową w obszar działań wojennych. Kontakty Waltera i jego urok osobisty okazał się nieoceniony przy punktach kontrolnych, dzięki czemu obyło się bez komplikacji. Na Hyperionie Tetyda przepływała przez górską grotę, tak że przeniesienie całego sprzętu kosztowało nas wszystkich sporo wysiłku. Na dodatek okazało się, że przy wyładowanej do oporu sprzętem elektronicznym (w tym dron szpiegowski!), kombinezonami HAZMAT, i całą masą broni i amunicji łodzi, nie wzięliśmy niczego czym moglibyśmy ją załatać. Ograbiliśmy wojskową ciężarówkę ze sprzętu do łatania opon i ruszyliśmy w nieznane.

Pierwszy świat.
Wypłynęliśmy na przestwór oceanu, wbrew klasykowi bynajmniej nie suchego. Z jaskini trafiliśmy prosto na środek oceanu, okazało się że rzeka to bardzo umowna nazwa. Przeszukując wcześniej zdobyte wiadomości na temat Tetydy zorientowaliśmy się na jakim świecie jesteśmy, oraz że jego główną atrakcją są kilkudziesięciometrowe węże morskie...
Po chwili jeden przetoczył swe cielsko niedaleko łodzi, na szczęście okazał się nie zainteresowany grupką turystów. 
Zagrożenie przyszło z zupełnie innej strony, kiedy już uspokoiliśmy się, że jednak potwory z głębin dały nam spokój okazało się, że zbliża się ku nam ławica ogromnych latających ryb. Niestety nie udało się wyprowadzić łodzi z trasy przelotu i Brunon (nasz świeży nabytek, technik) trafiony jedną z ryb wylądował w wodzie, po chwili w jego śladu poszedł Black. Szybka akcja ratownicza i znowu płyniemy do celu. Nie najlepszy start, ale z drugiej strony nikt nie został ranny, a łódź nadal w jednym kawałku.
Black na radarze wypatrzył jakąś metalową konstrukcję, Kowalsky który cały wolny czas spędzał przy konsoli, teraz mógł wykorzystać ten talent do obsługi drona. Konstrukcja okazała się platformą zamieszkałą przez uzbrojonych ludzi, którzy strzegli klatek pełnych gigantycznych rozgwiazd. Jeszcze na Hyperionie, mieliśmy do czynienia z osobą, która miała podobną przyrośniętą do piersi. Facet ożył po tym jak dostał kulkę prosto między oczy, tak że może nie mamy medbota, ale za to znaleźliśmy hodowlę biologicznej wersji backupu.
Doszliśmy do wniosku, kontakt będzie dla nas zbyt niebezpieczny i postanowiliśmy się przekraść do kolejnego portalu. Oznaczało to wyłączenie silnika i kilka godzin nużącego wiosłowania. Z pomocą przyszli nam nasi niedawni znajomi, okazało się, że rozgwiazdy to przysmak latających tuńczyków. Przy odgłosach broni maszynowej prującej do ławicy ryb, spokojnie udaliśmy się na kolejną planetę.
Jako, że opis pierwszego wyszedł przydługawy resztę opiszę w kolejnej notce, do tej pory udało nam się zbadać jeszcze trzy światy i tak, nadal żadnego śladu statku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz