Drugi świat.
Relaksujące kołysanie, zaraz po przekroczeniu portalu, zmieniło się w niebezpieczne podskoki na rwącym nurcie górskiej rzeki. Na szczęście tym razem nikt nie wypadł za burtę i po kilku niebezpiecznie bliskich spotkaniach ze skałami udało nam się wypłynąć bez żadnego uszczerbku z wąwozu na spokojniejszą cześć rzeki. Za sterem stał oczywiście niezastąpiony Walter Stark, po powrocie w bardziej cywilizowane rejony będzie musiał sobie sprawić kapitańską czapkę ;).
Postanowiliśmy rozbić obóz, odpocząć i dopiero wtedy rozpocząć poszukiwania coraz bardziej mitycznego statku kosmicznego. Niestety okazało się, że Brunon nie czuje się najlepiej po nieplanowanej kąpieli, gorączka i dreszcze zwaliły go z nóg, zaległ majacząc na dnie łodzi.
Reszta drużyny nie zrażona, trzymając jedynie większy dystans od dziobu, gdzie leżał Brunon, kontynuowała poszukiwania gwiazdolotu, oraz próbowała zorientować się na jakiej planecie się znaleźli. Ani jedno ani drugie nie powiodło się, więc bez żalu wpłynęliśmy w kolejny portal.
Trzeci świat.
Aj, waj, dalej nie ma śladów statku kosmicznego. Ale radio wyłapuje listę przebojów w jidysz. Witajcie na planecie Heberon, nowej ziemi obiecanej Izrealitów. Nie mogę oprzeć się tu przed małą wstawką, która nasunęła mi się gdy tylko usłyszałem, gdzie wylądowaliśmy ;) :
Nie odkryliśmy śladów walk czy gorączkowej ewakuacji, mimo to miasto wyglądało jakby mieszkańcy oderwali się od codziennych zajęć i opuścili planetę. Udało nam się połączyć z jeszcze działająca tutejszą wersją Internetu, wszystkie wpisy i aktualizacje z przed dwóch tygodni i żadnego logicznego wyjaśnienia zniknięcia, jak się okazuje całej populacji Heberonu. Stan Brunona pogarszał się, to przeważyło o decyzji wkroczenia do miasta i poszukania szpitalu. Na nasze szczęście za złotych czasów Tetydy, Heberon był odpowiednikiem sanatorium, chorzy z całej skolonizowanej galaktyki, jeśli było ich na to stać, przybywali ratować swoje zdrowie. Znalazł się szpital a w nim medboty, od których zaczęła się cała impreza.
Wpakowaliśmy do jednego technika i zaczęliśmy zabawę z ustawieniami. Oczywiście Le Bon nie mógł przepuścić takiej okazji i Brunon miał się obudzić za 12 godzin w pełni zdrów (zaraził się morskim pierwotniakiem pasożytującym na latających tuńczykach) i z gratisową parą dorodnych piersi ;).
Przeznaczyliśmy ten czas na plądrowanie opuszczonego miasta i zbadanie dziwnego wypalonego w trawie kręgu. Bogatsi o kilka sakiewek wypełnionych kamieniami szlachetnymi, niestety nie zdołaliśmy zrozumieć, co wypaliło znak na ziemi, ani czy ma on związek z wyparowaniem mieszkańców Heberonu.
Brunon obudził się, można powiedzieć, że przyjął na klatę niespodziankę (generalnie sesja upłynęła pod znakiem podobnych sucharów o żydach i cyckach ;) ). Na szczęście obeszło się bez PvP między graczami, kolejne dwie godziny i pożegnaliśmy się z cycuszkami Brunona ruszając w stronę kolejnego portalu.
Na dzisiaj tyle i tak znów wyszedł przydługi post, w kolejnym opiszę ostatni świat, który udało nam się odwiedzić przed wakacjami MG.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz