niedziela, 15 czerwca 2014

Z nurtem Tetydy cz.3

Czwarty Świat.
Ostatni świat do którego trafiliśmy przywitał nas nieprzeniknioną ciemnością i koszmarnym zimnem.
Po chwili zorientowaliśmy się, że znajdujemy się w lodowym tunelu, przez który przepływa solanka.
Niestety nie znaleźliśmy żadnych informacji o podobnej planecie w zgromadzonych opracowaniach.
Po kilkuset metrach napotkaliśmy pierwszą przeszkodę, tunel został zablokowany przez lodową narośl.
Na szczęście oprócz zimowych ubrań zabraliśmy ze sobą solidny zapas materiałów wybuchowych. Brunon, nasz technik, na szczęście nie trzymał zbyt długo urazy za ekstra zabiegi na Heberonie i podłożył ładunki w taki sposób, żeby nie pogrzebać nas żywcem i odblokować tunel.
Odpłynęliśmy pod portal z którego przybyliśmy, w prawdzie z tego co sprawdzaliśmy na Hyperionie, podróż możliwa jest tylko w jedną stronę przez konkretny portal, ale pewnie pozwoliło nam to zaprzeczyć klaustrofobicznemu poczuciu, że nie ma dokąd uciec.
Zamknęliśmy oczy...
HUK..
Żyjemy!
Udało się, zator zlikwidowany możemy płynąć dalej. Oczywiście żadnego śladu bo statku, więc myśleliśmy, że szybko przepłyniemy dalej, ale naszą uwagę przykuły wykute w skale schody i tunel do którego prowadziły Przycumowaliśmy łódź i poszliśmy sprawdzić, co to za miejsce. Znaleźliśmy ślady po wypalonym ognisku, oraz plamy krwi. Stark z Le Bonem postanowili sprawdzić dokąd prowadzi tunel, Kowalsky z Brunonem zostali przy łodzi.
W tunelu na pierwszy rzut oka nie znaleźliśmy nic wartego uwagi, za to zobaczyliśmy jak w oddali rozdziela się na dwie odnogi, możliwe, że znajduje się tam cały system tuneli, nie mieliśmy czasu żeby je badać, postanowiliśmy wrócić na łódź i płynąć dalej. Właśnie wtedy usłyszeliśmy dochodzący z jednej z odnóg głos, "Nie ruszać się." Le Bon odbezpieczył broń, Walter ufał bardziej swoim zdolnościom negocjacyjnym niż broni, więc odwrócił się w stronę nieznajomych z przyjaznym uśmiechem.
Okazało się, że przed dwoma odkrywcami stało kilku karłów, którzy wyglądem najbardziej zbliżeni byli do Eskimosów, podejście Waltera zadziałało i obeszło się bez rozlewu krwi.
Niestety z używanej na Hyperionie odmiany angielskiego potrafili sklecić tylko kilka niegramatycznych równoważników zdań. Nauczył ich jej, ktoś kogo nazywali pustelnikiem. Nalegali, żebyśmy się z nim spotkali, podejrzewaliśmy, że będzie to na przykład właściciel statku kosmicznego, który ugrzęzł w lodowcu. Niestety podekscytowani spotkaniem, zapomnieliśmy się skontaktować z pozostałą częścią drużyny. Próbowaliśmy dogadać się jak daleko jest pustelnik, w odpowiedzi uzyskaliśmy wyciągnięte w naszą stronę 4 palce. Jako, że maszerowaliśmy tunelami już 2 godziny, a nowi znajomi zaczęli rozpalać ognisko i się posilać spytaliśmy ile z czterech już minęło - wyciągnięty jeden palec. Uradziliśmy, że nasz odpowiednik dwóch godzin, to u nich jedna jednostka miary czasu. Szybko decyzja, wracamy przekazujemy, że nie będzie nas około jednej doby i wracamy na spotkanie z pustelnikiem. Miniaturowi Eskimosi nie chcieli nas odprowadzić do towarzyszy, woleli poczekać tłumacząc coś o lodowych stworach. Ruszając we dwójkę szybko przekonaliśmy się co mieli na myśli. Z jednej ze ścian, prosto z lodu, wyskoczył na nas porośnięty futrem ponad dwumetrowy potwór. Na szczęście refleks Le Bona nie zawiódł i kosztem tylko kilku zadrapań ustrzelił potwora. Dotarliśmy do Kowalskyego i Brunona, niestety komunikacja nie była naszą najmocniejszą stronę. Postanowiłem zwalić to na fakt, że w rzeczywistości zbliżała się godzina 23:00, był środek tygodnia, każdy po pracy itd. itp. ;). W każdym razie nasze postacie, uzgodniły tylko, że spotykają się za kilkanaście godzin, bez wyjaśnienia, o co chodzi. Nie napastowani przez lodowe potwory ruszyliśmy do kurdupli i dalej ku pustelnikowi. Szybko okazało się, że nasi towarzysze liczyli postoje i rozpalane ogniska, a nie konkretne odstępy czasu, więc po 8 godzinach, szef Eskimosów zgiął dopiero drugi palec.
Zmęczeni i zirytowani postanowiliśmy, że drugi raz się nie cofamy i ryzykujemy dalszą podróż w nieznane.
Szybka przewijka MG i po dwóch dniach dotarliśmy do zatopionego w lodzie miasta, a nasi towarzysze muszą podjąć decyzję czy czekają na nas dalej, czy ruszają nas szukać, oczywiście bez pomocy tubylców ledwo co znoszą arktyczne mrozy i jeżeli czegoś szybko nie wymyślą czeka ich zamarznięcie.
Uff udało się zrelacjonować wszystko co do tej pory rozegraliśmy skończyliśmy, muszę zastanowić siew jakiej formie pisać te zapisy sesji, żeby osiągnąć optimum między ilością tekstu i nasyceniem konkretami. Za nim udało mi się to wszystko spisać rozegraliśmy już pierwszą sesję z trzech, przerywnika o którym pisałem wcześniej. Dziś na piszę tylko, że wszystkim się podobało i jestem bardzo zadowolony, nie długo wrzucę wpis w pełni temu poświęcony!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz