Trudno wybrać, która z nich jest ulubiona. Jako, że jednak głównie uważam się za gracza rpg (patrz tytuł bloga) podejdę do tematu jak do system rpg.
Warheim jest na pewno najlepszą autorką w jaką grałem, ale w związku z tym ma wszystkie wady i zalety systemów autorskich.
Malifaux z drugiej strony to najlepsza gra bitewna wydana przez profesjonalistów w jaką grałem.
Warheim wygrywa jeśli chodzi o granie casualowe przy piwku, przychodzisz poturlać kości, pogadać ze znajomymi, gra się toczy trochę sama. Liczy się głównie klimat Starego Świata i wypuszczenie na zieloną trawkę modeli, które przez długi czas konwertowałeś malowałeś, dobierałeś ekwipunek itd. Możesz im nadać generalny azymut i liczyć, że żadne zdarzenie losowe ich nie pożre za nim dotrą do przeciwnika, a kości będą łaskawe.
Przypomina systemy rpg z wczesnych lat 90tych, żeby nie wymieniać oczywistego WFRP, wspomnę o MERP - Śródziemie, gdzie do wszystkiego była tabelka, od tego kogo spotkasz na szlaku po to w jaki sposób przejdziesz 100 metrów alejki wmieście ;).
Turnieje, przypominają jeden wielki piknik, bardziej zlot fanów niż zawody.
Jeśli chodzi o minusy, to muszę przyznać, że mam wrażenie, że gra zaczyna przypomniać wczesne makiety domów tworzone przez QC, ogromne robiące fantastyczne wrażenie, ale z każdą kondygnacją mniej grywalne. Obecny Warheim też wymaga cięć przy natłoku zasad, z czego spora część jest już opisana jako opcjonalne. Druga sprawa, która nawet przy zmianie kości na 2k6 nie wiele się zmieniłą - to bardzo duża losowość. Wpływa na to na pewno mechanika i rodowód - Mordheim/WFB, ale też ilość tabelek z losowymi efektami. Pogoda, zdarzenia losowe, efekty zranienia, zdobyte skarby itd. Kiedy graliśmy na nieskończoną ilość zdarzeń losowych - czego starałem się unikać, a do czego reszta ekipy dążyła miałem wrażenia, że gdyby zamiast mnie puścić przy stole generator kości, losujący, co 10 sekund rzut, gra wyglądałaby identycznie. Byłem tym na tyle zmęczony, że zrobiłem sobie dłuższą przerwe od Warheim i ruszyłem na poszukiwania innych gier. Przeprosiłem się z Warheimem, kiedy zmieniłem do niego podejście, jako do pretekstu żeby spędzić czas ze znajomymi, pośmiać się i przewietrzyć figurki.
Malifaux z drugiej strony to gra z którą mam kontakt stosunkowo krótko, można powiedzieć, że trwa jeszcze nasz miesiąc miodowy.
Jak przy każdej nowej grze miałem kupić sobie jeden starter i ewentualnie 2/3 pudełka z pomocnikami, wydać maksymalnie 350zł i sobie "pykać.
W tej chwili posiadam trzy startery - trzech masterów, każde pudło około 150zł plus 12 modeli dodatkowych pakowanych po dwie lub jedna figurka, co daje 6/7 pudełek i oczywiście już mam plan kolejnych zakupów...
Klimat - jeśli za "bajtla" zaczytywaliście się w Juliuszu Vernie, jako nastolatkowie sięgaliście po Lovercrafta, a w telewizji nie omijaliście odcinków serialu Kung Fu , mało tego zdarza wam się pogwizdywać ten motyw, to wpadniecie w Malifaux po same uszy tak jak ja.
Jeśli chodzi o mechanikę, rewolucja w postaci stosowania kart zamiast kości, daje na prawdę duży wpływ na "losowość". Ilość kart jest ograniczona tak, że jeśli do tej pory rozwalałeś wszystko jak leci, musisz się przygotować, że zaczniesz dociągać plewy, po za tym zawsze masz na ręce 6 kart, którymi możesz próbować oszukać los przy ważnych testach. Wiadomo, jeśli jesteś ostatnim pechowcem, to żaden losowy system cię nie oszczędzi. Ale po przygodach z Warheim, Infinity itd. byłem w szoku jak bardzo ten zabieg oddaje graczowi poczucie kontroli nad tym co się dzieje na stole. Scenariusze, wybór samodzielny jakie cele będziesz realizował, układanie pod to rozpiski, zmiana rozpisek na turnieju przy każdej grze. To wszystko powoduje, że masz ochotę brać udział w turniejach i po wysilać mózgownicę, wiesz dobrze, że jeśli przegrasz to nie dlatego, że miałeś pecha, ale dlatego, że przeciwnik cię przechytrzył (oczywiście głosno narzekasz na niefart, czarne jokery itd., w końcu twoja stratego była najlepsiejsza ;) ).
Figurki, rzecz gustu, jednemu się bardzo podobają drugi powie, że woli stare rzeźby GW z lat 90. Dla mnie figurki są ładne, pasujące klimatem do rozgrywek, oddające charakter postaci opisany we fluffie. Jak w każdej grze znajdą się takie które zachwycają i takie które budzą tylko politowanie.
Ok, kończę, żeby zdąrzyć wrzucić post jeszcze dziś! Miały być zdjęcia, ale zastał by mnie 03.09.;)
Malifaux z drugiej strony to najlepsza gra bitewna wydana przez profesjonalistów w jaką grałem.
Warheim wygrywa jeśli chodzi o granie casualowe przy piwku, przychodzisz poturlać kości, pogadać ze znajomymi, gra się toczy trochę sama. Liczy się głównie klimat Starego Świata i wypuszczenie na zieloną trawkę modeli, które przez długi czas konwertowałeś malowałeś, dobierałeś ekwipunek itd. Możesz im nadać generalny azymut i liczyć, że żadne zdarzenie losowe ich nie pożre za nim dotrą do przeciwnika, a kości będą łaskawe.
Przypomina systemy rpg z wczesnych lat 90tych, żeby nie wymieniać oczywistego WFRP, wspomnę o MERP - Śródziemie, gdzie do wszystkiego była tabelka, od tego kogo spotkasz na szlaku po to w jaki sposób przejdziesz 100 metrów alejki wmieście ;).
Turnieje, przypominają jeden wielki piknik, bardziej zlot fanów niż zawody.
Jeśli chodzi o minusy, to muszę przyznać, że mam wrażenie, że gra zaczyna przypomniać wczesne makiety domów tworzone przez QC, ogromne robiące fantastyczne wrażenie, ale z każdą kondygnacją mniej grywalne. Obecny Warheim też wymaga cięć przy natłoku zasad, z czego spora część jest już opisana jako opcjonalne. Druga sprawa, która nawet przy zmianie kości na 2k6 nie wiele się zmieniłą - to bardzo duża losowość. Wpływa na to na pewno mechanika i rodowód - Mordheim/WFB, ale też ilość tabelek z losowymi efektami. Pogoda, zdarzenia losowe, efekty zranienia, zdobyte skarby itd. Kiedy graliśmy na nieskończoną ilość zdarzeń losowych - czego starałem się unikać, a do czego reszta ekipy dążyła miałem wrażenia, że gdyby zamiast mnie puścić przy stole generator kości, losujący, co 10 sekund rzut, gra wyglądałaby identycznie. Byłem tym na tyle zmęczony, że zrobiłem sobie dłuższą przerwe od Warheim i ruszyłem na poszukiwania innych gier. Przeprosiłem się z Warheimem, kiedy zmieniłem do niego podejście, jako do pretekstu żeby spędzić czas ze znajomymi, pośmiać się i przewietrzyć figurki.
Malifaux z drugiej strony to gra z którą mam kontakt stosunkowo krótko, można powiedzieć, że trwa jeszcze nasz miesiąc miodowy.
Jak przy każdej nowej grze miałem kupić sobie jeden starter i ewentualnie 2/3 pudełka z pomocnikami, wydać maksymalnie 350zł i sobie "pykać.
W tej chwili posiadam trzy startery - trzech masterów, każde pudło około 150zł plus 12 modeli dodatkowych pakowanych po dwie lub jedna figurka, co daje 6/7 pudełek i oczywiście już mam plan kolejnych zakupów...
Klimat - jeśli za "bajtla" zaczytywaliście się w Juliuszu Vernie, jako nastolatkowie sięgaliście po Lovercrafta, a w telewizji nie omijaliście odcinków serialu Kung Fu , mało tego zdarza wam się pogwizdywać ten motyw, to wpadniecie w Malifaux po same uszy tak jak ja.
Jeśli chodzi o mechanikę, rewolucja w postaci stosowania kart zamiast kości, daje na prawdę duży wpływ na "losowość". Ilość kart jest ograniczona tak, że jeśli do tej pory rozwalałeś wszystko jak leci, musisz się przygotować, że zaczniesz dociągać plewy, po za tym zawsze masz na ręce 6 kart, którymi możesz próbować oszukać los przy ważnych testach. Wiadomo, jeśli jesteś ostatnim pechowcem, to żaden losowy system cię nie oszczędzi. Ale po przygodach z Warheim, Infinity itd. byłem w szoku jak bardzo ten zabieg oddaje graczowi poczucie kontroli nad tym co się dzieje na stole. Scenariusze, wybór samodzielny jakie cele będziesz realizował, układanie pod to rozpiski, zmiana rozpisek na turnieju przy każdej grze. To wszystko powoduje, że masz ochotę brać udział w turniejach i po wysilać mózgownicę, wiesz dobrze, że jeśli przegrasz to nie dlatego, że miałeś pecha, ale dlatego, że przeciwnik cię przechytrzył (oczywiście głosno narzekasz na niefart, czarne jokery itd., w końcu twoja stratego była najlepsiejsza ;) ).
Figurki, rzecz gustu, jednemu się bardzo podobają drugi powie, że woli stare rzeźby GW z lat 90. Dla mnie figurki są ładne, pasujące klimatem do rozgrywek, oddające charakter postaci opisany we fluffie. Jak w każdej grze znajdą się takie które zachwycają i takie które budzą tylko politowanie.
Ok, kończę, żeby zdąrzyć wrzucić post jeszcze dziś! Miały być zdjęcia, ale zastał by mnie 03.09.;)
Mówili w sklepie, tanio będzie, jeden starter i będziesz grał... skąd ja to znam ;)
OdpowiedzUsuńplastic crack działa ;), szczególnie przy skirmishach, gdzie przecież nie potrzeba aż tylu modeli i można potaniości pograć ;)
OdpowiedzUsuń