piątek, 20 listopada 2015

Malifaux przygody ciąg dalszy.

               We wrześniu pisałem o rozpoczętej przygodzie z Malifaux czyli zakupie starteru Relic Hunters, oraz majstrowaniu przy makietach na domowe potrzeby.
Mogę się pochwalić, że oba projekty są zakończone sukcesem! Niestety listopadowa aura oraz mój jedyny aparat w postaci telefonu komórkowego nie pozwalają należycie tego udokumentować. Jeśli pojawi się trochę więcej słońca to na blog na pewno trafią zdjęcia. Zamówiłem też już kolejny starter tym razem Dark Debts. Myślę, że zarówno Jakuba jak i Łukasza łączy smakowity klimat cwaniaków ubijających interesy z chińską mafią,  powinni się ze sobą dobrze dogadywać i nie mogę się doczekać kiedy w końcu spotkają się posklejani i pomalowani na mojej półce gotowi ubijać kolejne ciemne interesy ;).



               Dzisiaj opiszę swoje wrażenia z gry po opanowaniu jako tako zasad i wzięciu udziału w turnieju w Jaworznie w Mgle 27.09.2015, gdzie oczywiście jak przystało na nowicjusza zebrałem niezły łomot.
Najwięcej godzin jeżeli chodzi o skirmisze rozegrałem w Warheim, więc to doświadczenie ma w moim przypadku największy wpływ na przyswojenie nowych zasad i ich ocenę. Nadmienię tylko, że przed pierwszymi grami nie słuchałem ani nie czytałem żadnych poradników, wolałem zostawić sobie radość z odkrywania smaczków nowej mechaniki, poniżej kilka przemyśleń.
                    Testowanie umiejętności za pomocą kart, oraz możliwość wykorzystywania kart z ręki do "oszukiwania" przychodzi intuicyjnie. Lekkiego ogrania  wymaga decyzja, czy w tej chwili zagrać dobrą kartę z ręki, czy może przy następnej aktywacji będzie ku temu lepsza okazja. Już przy pierwszych rozgrywkach człowiek orientuje się, że sednem jest tutaj zwodzenie przeciwnika tak aby zrzucał karty z ręki szybciej niż my i najlepiej w jak najmniej istotnych momentach.
Kary to dalej element mocno losowy i z "kupą" na ręce czy czarnym jokerem wyskakującym w decydującym momencie nie podyskutujesz, ale po grach opartych na kostkach, z którymi miałem do czynienia czyli Warmachine/Hordy, Infinity czy produkty GW fakt, że jednak ma się wpływ na wynik ważnych rzutów daje przyjemne uczucie kontroli i możliwość planowania. Powiem szczerze, że przy Warheimie kiedy graliśmy na niekończące się zdarzenia losowe - co tura wskakiwał jakiś kwaśny deszcz itp. miałem wrażenie, że moje decyzje mają minimalne znaczenie i głównie stoję jako maszyna do rzutów kostką, z gracza stałem się obserwatorem. Oczywiście można grać na jedno zdarzenie losowe, ale myślę, że każdy gracz bitewniaka miał kilka gier w których czuł podobny niesmak, w Malifaux jesteśmy na to narażeni dużo rzadziej.
Kolejny element, który nie jest takim novum(Infinity, Hordy), ale zmienia planowanie rozgrywki to naprzemienna aktywacja. Jeśli mamy więcej modeli od przeciwnika, możemy w pewnym momencie swobodnie poruszać nadwyżkę, nie bojąc się w tej turze rewanżu, warto wtedy też na początku poruszyć słabsze, lub mniej istotne dla rozgrywanej strategii modele. Szczególnie na turnieju ten element u mnie kulał i boleśnie sobie go przypominałem.
To teraz trochę narzekania - część zasad z tego co do tej pory zauważyłem pisana jest jak dla gry dwu wymiarowej. Obszarówki w postaci wybuchów mają określony zasięg w poziomie za to w górę nie...
Czyli małe bum o srednicy jednego cala pod budynkiem i snajper z wieży wysokiej na 10 cali może oberwać. Z turnieju również zapamiętałem dywagacje na temat  zasad umiejętności "latania" a "bezcielesności" opisy się praktycznie nie różnią, a logika mówi, że działają inaczej. Na szczęście póki co Wyrd aktywnie na forum się udziela i jest szansa, że niedoróbki zostaną naprawione, z drugiej strony to już druga edycja gry i jak dla mnie babole z obszarówkami powinny już być opanowane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz